Czy Bóg istnieje i jaka jest jego prawdziwa natura? Dlaczego stworzył
człowieka? Skoro człowiek powstał na obraz i podobieństwo Boga, to czy Bóg jest
ludzki? I w końcu: ile i co Bóg może naprawdę?
To tylko niektóre z pytań nasuwających się po obejrzeniu sztuki "Boże
mój!" izraelskiej dramaturg Anat Gov. Sztuki, którą warto zobaczyć, gdyż
zmusza do głębokiej, ponadczasowej refleksji nad istnieniem Boga, jego istotą i jego stosunkiem
do człowieka oraz nad człowieczeństwem i ludzką relacją z Bogiem.
"Boże mój!" to przedostatnie dzieło Anat Gov, zmarłej na raka w 9
grudnia 2012 roku, po pięcioletnich zmaganiach z chorobą, która współpracowała
z Teatrem Cameri - jednym z największych i najważniejszych w Tel Avivie. W
ciągu ostatnich trzech lat jej sztuka została przetłumaczone już na kilka
języków i pokazana w różnych krajach.
Ja miałam okazję obejrzeć ją na scenie Teatru Jaracza w Łodzi, w reżyserii
Jacka Orłowskiego i w świetnej obsadzie Bronisława Wrocławskiego, Mileny Lisieckiej
oraz Marcina Łuczaka. Jest to pierwsza polska inscenizacja dzieła Gov,
przetłumaczonego przez Agnieszkę Olek.
Okrucieństwo i
miłosierdzie
Tragikomedia autorstwa Gov - bo tak należy nazwać jej świetny tekst, który
potrafi wzbudzić śmiech i wywołać łzy - to historia bardzo prosta.
Pewnego dnia do Elli - psychoterapeutki pracującej z dziećmi trudnymi -
dzwoni dość ekscentryczny pacjent, chcący umówić się na 50 minutową terapię.
Tajemniczy facet każe nazywać się B... To tajny agent, szef wywiadu, który
śledzi kobietę? - nie ma innej możliwości, skoro on wszystko o niej wie.
Ella, której rolę w Teatrze Jaracza z niezwykłą empatią i mistrzostwem
odgrywa Milena Lisiecka, to samotna matka wychowująca autystyczne dziecko. Jej
już prawie dorosły syn nazywa się Lior i nigdy nie wypowiedział jednego słowa.
Kobieta nie traci jednak nadziei, że kiedyś zacznie mówić. Mąż zostawił ją i
odszedł do młodszej, atrakcyjniejszej kobiety, by mieć z nią zdrowe dzieci.
Ella praktycznie nie ma już marzeń - chciałaby tylko, aby spadł deszcz i
pozwolił przetrwać roślinom w jej zadbanym ogrodzie. Jest ateistką. To znaczy -
nie wierzy w istnienie Boga, gdyż życie okazało się dla niej zbyt okrutne, aby
dopuścić myśl, że jest gdzieś miłosierny i sprawiedliwy Stwórca. A
jednak czasami rozmawia z nim odgrażając mu się. I z tego właśnie powodu pan
B... wybiera ją, chcąc porozmawiać o swoich boskich problemach, ponieważ to on
jest Bogiem...
Aby ukazać prawdziwe oblicze Boga - Bronisław Wrocławski wybrał stylizację
na Roberta de Niro z "Nietykalnych", przywdziewając jasny prochowiec
i kapelusz. To gangsetr i celebryta w jednej osobie, który nigdy nie zaznał
poczucia niższości, nie odczuwa współczucia, nie znosi sprzeciwu, szybko wpada
w gniew i przede wszystkim nie rozumie człowieka, którego sam stworzył. Zrobił
to z nudów, z potrzeby posiadania przyjaciela, a może przede wszystkim
ogrodnika, który podlewałby jego wspaniały rajski ogród? Człowiek-mężczyzna
zawiódł go jednak, gdyż bardziej interesował się kobietą, którą Bóg dał mu dla
zabawy. Dlatego wypędził go z Raju.
Cała sztuka Anat Gov opiera się na błyskotliwym dialogu pomiędzy dwiema
głównymi postaciami - Ellą i Bogiem, doprowadzającym widza niejednokrotnie do
głośnego śmiechu, ale i do niemej goryczy. I zagrać taką sztukę nie jest łatwo
- Lisiecka i Wrocławski są godnymi siebie partnerami, potrafiącymi utrzymać
widza w napięciu przez ponad półtorej godziny.
Silnym kontrapunktem, będącym jednocześnie koniecznym dopełnieniem ich
sporów jest milczący, zamknięty w drugim pokoju Lior, którego przekonywująco
zagrał Marcin Łuczak. Nieobecne autystyczne dziecko to kara boska i
jednocześnie boski wyrzut sumienia. Zrozpaczona Ella w swoje 34 urodziny
próbowała odkręcić gaz i zabić siebie wraz z synem, ale miłość do niego
powstrzymała ją.
Dlaczego Bóg
jest taki nieludzki?
Kiedy Bóg rozsiada się wreszcie na kozetce psychoterapeutki, wyznaje że ma
depresję i wpędziło go w nią ciągłe wsłuchiwanie się w problemy innych, w ich
prośby i lamenty. "Jak trwoga to do Boga" - tylko w tych okolicznościach
ludzkość ucieka się do swego Stwórcy. A od 7 miliardów skarżących się - rzeczywiście
może spuchnąć głowa. W chwilach radości czy spokoju nikt o nim nie myśli. Nikt
nie interesuje się nim bezinteresownie.
Bóg wpadł już w taką apatię, że chciałby wreszcie umrzeć. Nie może jednak
zrobić tego - bo dotąd, dokąd będzie żył na ziemi choć jeden człowiek, który
wierzy w niego - Pan B... będzie istnieć. Jeśli więc Ella mu nie pomoże będzie
zmuszony dokonać kolejnego potopu (tym razem bardziej udoskonalonego) i
zgładzić całą ludzkość.
Psychoterapeutka zarzuca mu bezwzględność i okrucieństwo, pokazując jak
bawi się ludzkim losem, a zwłaszcza Narodem Wybranym - "400 lat
niewolnictwa, 40 lat na pustyni bez łazienki, 2 tys. lat wygnania, święta
inkwizycja i Treblinka". Wystawia na próby tych wiernych, którzy go
naprawdę bezgranicznie miłowali - od Adama i Ewy oraz ich synów Kaina i Abela
po Hioba, którego życie stało się przedmiotem zakładu między Bogiem a Szatanem
- będącym w rzeczywistości wysłannikiem bożym.
Dlaczego Bóg pozwala by na ziemi istniało tyle zła? Dlaczego dopuszcza by
cierpieli niewinni i sprawiedliwi? I to właśnie ich wystawia na próbę? Dlaczego
Miłosierny karze ludzkość, a przede wszystkim swoich wybranych i umiłowanych?
Jako psychoterapeutka Ella odkrywa odpowiedź na to pytanie. Bóg nie potrafi
opanować swoich wybuchów gniewu. W stosunku do ludzi zachowuje się jak
"bijący mąż". Ludzkość go drażni, więc on w końcu wybucha, stosując
przemoc psychiczną, fizyczną i dopuszczając do jej eskalacji. Potem następuje
"miesiąc miodowy" - czyli faza przebaczenia i troski. Człowiek - jak
ofiara przemocy domowej - próbuje przebłagać Boga i go udobruchać poprzez
modlitwy i ofiary, a przede wszystkim usprawiedliwić jego zachowanie,
przyjmując całą winę na siebie i obwiniając się za grzechy.
Kiedy psychoterapeutka odsłania ten prosty psychologiczny mechanizm, Pan B.
siedzący na kozetce przyznaje się, że po tym, jak ukarał Hioba zabijając jego
dzieci i zarażając go trądem, coś mu się stało. Stracił swoją moc i od tamtego
czasu nie czyni już cudów - ani tych złych, ani dobrych.
Jak to? A wojny i plagi? A Holocaust i Hiroszima? A całe to zło, które w
postać chorób, głodu, biedy, nienawiści rasowej, ksenofobii i wszelkich innych
fobii nęka ludzkość od ponad dwóch tysięcy lat? Kto za to odpowiada?
Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga wszystkiego się od niego
nauczył...
Kto kogo
stworzył i na czyje podobieństwo?
Czy w każdym człowieku można dostrzec Boga? Jakiego Boga? - skoro ludzkość
od swego zarania żyje na krawędzi dobra i zła, być może zbyt często wpadając w
czarną otchłań. I jeżeli człowiek został stworzony na podobieństwo Boga to czy
Bóg jest choć trochę ludzki? - te pytania nasuwają się po obejrzeniu sztuki Anat
Gov.
Pisarka jest znana jako izraelska działaczka lewicowa, osoba bez wątpienia
wątpiąca, racjonalna i niejednokrotnie podważająca istnienie Boga w swoich dziełach. Żydzi nie
wierzą w Chrystusa jako bożego syna i Mesjasza, niektórzy powątpiewają też, iż
rzeczywiście był on postacią historyczną. Nic więc dziwnego, że w sztuce
"Boże mój!" brakuje tej ważnej refleksji nad tym największym gestem
Miłosiernego Stwórcy, w który wierzą chrześcijanie: posłanie swego syna by
zbawił ludzkość poprzez okrutną śmierć na krzyżu. "Boże mój czemuś mnie
opuścił...?" - to ostatnie słowa umierającego Jezusa, którego Ojciec
wystawił na tak nieludzką próbę w Wielki Piątek.
A jednak Anat Gov potrafi pokazać nam człowieczeństwo Najwyższego.
Pięćdziesięciominutowa terapia u psycholożki Elli pomaga Panu B. zmienić swoją
postawę i motywacje działania, poczuć większą empatię do ludzi, współczucie i
litość, podnieść poziom samokontroli nad gniewem, poradzić sobie z lękiem przed
samotnością i stresem wynikającym z wysłuchiwania miliardów próśb.
Niedojrzały emocjonalnie Bóg poprawia swoją uczuciową więź z człowiekiem i
zamiast zachowywać się jak "bijący mąż", staje się wreszcie ludzki i
czyni cud: deszcz spada na wyschniętą ziemię, a Lior wypowiada pierwsze słowa.
Dla niewierzącej katoliczki, jaką jestem ja - widząc, że urodziłam się i
wychowałam w kulturowym kręgu tej religii - sztuka napisana przez niewierzącą
żydówkę, jest silnym bodźcem do refleksji, nad tym czy to przypadkiem nie
człowiek stworzył Boga na swój obraz i podobieństwo. "Boże mój!" ma
jednak tyle odcieni, że pozwala na wiele różnych rozmyślań zarówno
niewierzącym, jak i wierzącym, a przede wszystkim wątpiącym i poszukującym.
Dobrze, że to dzieło Gov zostało przetłumaczone na język polski i w niecałe
trzy lata od jego powstania wystawione na scenie kameralnej łódzkiego Teatru
Jaracza. Warto pójść zobaczyć "Boże mój!" w tej świetnej reżyserii i
obsadzie aktorskiej. Jest tylko jeden problem - od marcowej premiery sztuka
cieszy się takim powodzeniem, że zostały wysprzedane już wszystkie bilety.
To świadczy chyba najlepiej o jej wielkiej aktualności i zapotrzebowaniu
polskiego społeczeństwa na refleksję nad człowieczeństwem i ludzką relacją z
Bogiem.
Agnieszka Zakrzewicz, Rzym,
kwiecień 2014
Boże mój!
reżyseria i opracowanie muzyczne - Jacek Orłowski
przekład - Agnieszka Olek
asystent reżysera, inspicjent, sufler - Ewa Wielgosińska
reżyseria światła - Szymon Lenkowski
scenografia - Izabela Stronias
Obsada:
Bóg - Bronisław Wrocławski
Ella - Milena Lisiecka
Lior - Marcin Łuczak